Redakcja Nowy Poznań
Pomoc dla Lwowa
Dokładnie 102 lata temu Wojciech Korfanty, Józef Dowbor-Muśnicki i Władysław Seyda stali na peronie poznańskiego dworca kolejowego, uroczyście żegnając pierwszą ochotniczą wyprawę na odsiecz Lwowa.
W czasie, kiedy w ogarniętej powstaniem Wielkopolsce zapanował potrewirski, niejednokrotnie gorący, ale jednak rozejm, oblężony Lwów wciąż bronił się przed Ukraińcami i wołał o pomoc, której szczególnie niechętni byli warszawscy socjaliści, którzy potrafili nawet zawrócić małe, nieformalne grupki naszych ochotników, wprzódy ograbiwszy ich z wyposażenia, o czym wspominał na przykład Wojciech Jedlina-Jacobson w swoich memuarach "Z ludem wielkopolskim przeciw zaborcom".
Mimo tego, dwukrotnie udało się wysłać pociągi z żywnością, które zdołały przebić się do obrońców Zawsze Wiernego Miasta, bo szczęśliwie pierścień okrążenia bywał rozrywany. Do Poznania przybył naromiast pasterz lwowskich owieczek, arcybiskup Józef Teodorowicz, by ze łzami w oczach błagać o pomoc militarną, której gdzie indziej doprosić się było nie sposób. Jego imiennik, niepewny jeszcze stabilności sytuacji w Wielkopolsce, głównodowodzący Dowbor-Muśnicki, niechętnie oceniał konieczność nie tyle podziału sił, ile utraty części krytycznie małych zapasów amunicji, ale pomocy nie odmówił. W pierwszej kolejności zwerbowano ochotników ze Straży Ludowej. 204 żołnierzy Ochotniczej Kompanii Poznańsko-Lwowskiej pod dowództwem ppor. Jana Ciaciucha 9 marca 1919 roku wsiadło do pociągu i wyruszyło przez Warszawę, gdzie przemówienie do nich wygłosił premier Paderewski, Przemyśl, do Lwowa.
Daniel Kęszycki tak opisał ich czyny: "Zajęty bez reszty moimi Amerykanami, niewiele miałem czasu na śledzenie wiadomości o tym, co się dzieje we Lwowie, ale nie mogłem nie usłyszeć, że Poznańczycy raz jeszcze udowodnili, iż zasługują na miano najlepszych żołnierzy w Europie. Natychmiast po opuszczeniu pociągu odparli atak Ukraińców i przystąpili do kontrataku, w którym odrzucili nieprzyjaciela daleko poza pierwsze linie, ponosząc jednak dość ciężkie straty".
Tadeusz Tulibacki pisał: "Kompania poznańsko-lwowska weszła do walki pod Dołhomościskami 16 marca. Wzięła też udział w walkach w rejonie Sądowej Wiszni, a potem w okolicach Gródka Jagiellońskiego. 20 marca odjechała do Lwowa, gdzie trzy dni później została przydzielona do Brygady Lwowskiej. 30 marca obsadziła odcinek Lipinki i działała tam do 13 kwietnia. Wcielona do 1 Pułku Strzelców Lwowskich wzięła udział w dniach 20-29 kwietnia w walkach o Berezowicę Wielką i pod Zborowem, w przejęciu linii kolejowej Sassów - Złoczów."
Lwowska epopeja kompanii trwała aż do 6 sierpnia 1919 roku, potem oddział wrócił do Poznania i został rozformowany. Za męstwo i sprawne dowodzenie w walkach pod Lwowem ppor. Jan Ciaciuch otrzymał order Virtuti Militari V Klasy, Krzyż Obrońców Lwowa oraz order Gwiazdy Przemyśla. Za dokonania w powstaniu wielkopolskim: bitwę pod Zdziechową, Szubinem i Żninem odznaczony był Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi i Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.
Ciekawe były późniejsze losy Jana Ciaciucha. Przed II wojną światową pracował w Polskim Radiu w Poznaniu. Wrześniowy przydział mobilizacyjny rzucił go do Zaleszczyk. Potem przez Rumunię, Turcję i Palestynę trafił do Rodezji wraz z oficerami nie przyjętymi do Andersa. Do Poznania wrócił w 1947 roku i zamieszkał przy ul. Grottgera. Zmarł w 1976 roku, pochowano go na Junikowie.
Jarosław Kiliński
Na zdjęciu: Ochotnicza Kompania Poznańsko-Lwowska przed gmachem Sejmu Galicyjskiego we Lwowie, pośrodku, w płaszczu podporucznik Jan Ciaciuch, dowódca. Fotografia i cytat ze wspomnień Tadeusza Tulibackiego pochodzi ze strony https://hhranch.pl/Powstanie.aspx, prowadzonej przez jego potomków.
